Przed wyjazdem kilkukrotnie natknęłam się na opinię, że ludzie wracający z Wietnamu dzielą się na tych, których bardziej wciągnął wyzwolony Sajgon i tych, których urzekło raczej tradycyjne Hanoi. Byłam wtedy pewna, że w równym stopniu spodobają mi się oba miasta i że nie ma sensu porównywać tak odmiennych biegunów. Z tym drugim zgadzam się do dzisiaj, jednak z perspektywy czasu muszę przyznać, że moje serce totalnie przepadło dla Hanoi. Może to wspomnienia, może zieleń na ulicach, może po prostu ta śmieszna europejska miłość do ciasnych uliczek, jednak jakkolwiek nie lubię umieszczać siebie w konkretnych kategoriach, tak w tej kwestii nie mam żadnych wątpliwości: team Hanoi!